Pasta o małyszu

Jesienią byłem na weselu jakiejś dalekiej rodziny. Siadamy do stołu a tu nagle trzy miejsca ode mnie siedzi chluba Polskiego Związku Narciarskiego i kierowca rajdowy Adam Małysz. Na początku jak było pierwsze danie to wszyscy dookoła byli bardzo nieśmiali bo tak ich olśniła osoba Adama, tylko jego żona Izabela mu cały czas podsuwała łyżkę z rosołem pod usta i namawiała żeby zjadł trochę ale Małysz mówił, że głodny nie jest, że nie chce. No to Iza Małyszowa wyjęła ukradkiem z torebki bułkę z bananem i dała naszemu Adasiowi, to spałaszował od razu, ze smakiem. Jak już wszyscy wypili po kilka kieliszków to ludzie nabrali trochę kurażu i zaczęli zagadywać, co Adam robi z nami na weselu i okazało się, że jest bratem ciotecznym ojca panny młodej. Wszyscy zaczęli Małyszowi mówić jak to go szanują i jakich nam wzruszeń dostarczył swoimi skokami a Małysz dziękował i z nami pił. Ze mną też.

Przed samymi oczepinami wyszedłem zapalić i akurat Adaś też stał na szlugu to zaczęliśmy sobie rozmawiać i mu pijany wyznałem, że jak byłem mały to moim największym marzeniem było skakać tak jak on, i jak gdzieś w gazecie było jego zdjęcie to wycinałem i sobie wklejałem do specjalnego zeszytu. Adam mi na to mówi, że płynie w nas ta sama krew więc gdybym tylko chciał to mógłbym skakać tak jak on. Ja na to mówię, że nie wierzę w to bo nie jestem taki lekki jak piórko jak on. Małysz mi powiedział, że mi pokaże, że też mogę latać.

Ustawił mnie na szczycie schodów przed salą weselną, pokazał właściwą pozycję do startu i jak się wybić i pouczył żeby w locie się wygiąć tak aerodynamicznie a potem to lądowanie to jak już uważam- albo na dwie nogi albo telemarkiem. Nie powiem, bałem się trochę ale Adam powiedział, że muszę tylko uwierzyć w siebie a wtedy wszystko będzie możliwe. No to wybiłem się z całej siły i poszybowałem w powietrzu, ale doleciałem tylko do połowy schodów i pierdolnąłem tak, że straciłem przytomność.

Jak się obudziłem to Małysza już nie było tylko lekarze mnie zbierali z ziemi i wsadzali do karetki a moja matka płakała. Skończyło się na wybitej rzepce, złamaniu nadgarstka, rozcięciu głowy i wstrząśnieniu mózgu, przez co musiałem 3 dni spędzić w szpitalu.

Pierdolony Adaś mnie podpuścił dla żartu, bo nie było w nas tej samej krwi, tylko ja byłem ze strony pana młodego a on panny młodej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz